Czy w tym dziale na wszystkie tematy, nie tylko powiązane z pakernią?
Jeśli tak, to nawine co mi dzisiaj siedzi na wątrobie: znajomy taki, waciarz, dziadzio po 60-tce, najebany leżał przy głównej ulicy miasta, deszcz leje, ciemno już a on leży niedaleko mojej roboty. Podnieś go kurwa-odholuj na ławke. Dziadek siedź tu! najebałeś się chodzić nie możesz to siedź! Coś bełkocze, ogólnie wdzięczny że mu pomogłem, dobra wracam do roboty, ale wyglądam na tego skurczybyka co 5 minut bo jeszcze go skroją z komóry-to jedyna wartościowa rzecz jaką ma. A w tym stanie to nawet dziecko by go okradło...Znowu się przewrócił-pomagam po raz drugi, wciągam niemal bezwładne ciało na ławke, ludzi po mieście teraz nie dużo chodzi, już wieczór, ale ci co idą patrzą w moim kiernku-jakby nigdy pijanego nie widzieli. Dziadek troche mnie wkurza, musze uważać żeby się od niego nie ubrudzić - deszczówką, może rzygami... Ale żal mi starca-nieraz z nim gadam, właściwie zawsze, jest spoko, on pracuje blisko mnie, pracuje-o ile nie hleje... Gada ile wypił-kurwa, jestem przerażony-ja już dawno bym odpadł po takich ilościach, śmijemy się razem, potem twarz dziadka zmienia wyraz, jakby se przypomniał dlaczego dziś pił na umór-zaczyna gadać o swoich jakichś tam problemach. Kurwa on zaczyna płakać! Nie wszystko dobrze rozumiem co mówi, ale nie wiem czy mi wypada go prosić żeby powtórzył, poza tym myśle sobie-każdy ma jakieś problemy. Powinienem wracać do swojej roboty a nie na deszczu nad nim stać, ale teraz przez szacunek jakoś należy go wysłuchać do końca. Bełkocze cholernie... To kolejny typ który pije bo nie może sobie poradzić z problemami...
10min. póżniej..
nadchodzi koleś który z nim pił. Grubszy, jemu alkohol aż tak nie zaszkodził. Trzyma się na nogach nawet nieźle, choś się zatacza. Coś gada o komórce... Mówi do waciarza-oddaj mi moją komórke, (grubszemu zniknął telefon-podejrzewa że mu go zwinął waciarz, którego zgarnąłem z ulicy właśnie jak szedł od tamtego po libacji). Sytuacja troche śmieszna-obaj gadają jak dzieci, bełkotliwie, bez większej logiki, w sumie lajt-ale ten grubszy coraz agresywniejszy, szarpie już waciarza, po chwili pierdolnoł mu lekko w ryj. Potem coś go dusi. Waciarz to kruchy facet, gadałem z nim nie raz-ma przepuklinę-ale nie chce iść na operacje. Więc tamten dowoli nim trzepie-kurwa, musze wchodzić między nich, tylko delikatnie z wyczuciem-dobrze wiem że to nie moja sprawa i nie chce się wpierdalać ale jak kolejny raz widze jak waciarz mu przysięga że żadnej komóry mu nie rąbnął z haty, to mówie do tamtego, że przecież napewno mu się znajdzie. Będzie gdzieś w hacie leżała-i co wtedy? jak ją jutro znajdzie to nie będzie ci wstyd że kumpla o coś takiego posądzałeś?? Patrze na waciarza-nie znam go jakoś bardzo dobrze ale wierze że nic tamtemu nie uradł, e gdzie tam... tak tylko ostatnia kurwa zrobi a waciarz nie jest taki... Ale tamten nie chce słuchać.
Teraz obaj siedzą na tej ławce, najebani, coś krzyczą, ten znów go coś szarpie, waciarz klęka na jedno kolano przed nim, moczy sobie spodnie na deszczu-i przysięga że przecież by go w życiu nie okradł, klęczy tak chwile, ja patrze i huj już się śmiać z tego zaczynam, wyglądają przecież jakby go o rękę prosił Ale od tyłu nadjerzdza suka policyjna, jeden z psiarzy wygląda przez okno, patrzy na nich, kapnął się pewnie że są najebani w trzy dupy. Suka policyjna zwalnia-ale ja prędzej wychodze z roboty i znowu wyciągam dziadka na ławke i pokazuje "panu władzy" że wszystko jest git niech jadą dalej. Dobra pojechali, ale ci ciągle: jeden się przysięga i płacze drugi mu grozi i bije go coś po tyle głowy... No raczej tak poklepuje, ale tym razem huj z nimi, dziadek przez to z ławki raczej nie spadnie. Ja już nie będe do nich wychodził trzeci raz...
Patrze na nich, patrze ponad nimi, i myśle... ile razy ja byłem taki krańcowo najebany. Kiedyś. Teraz robie mocny wdech i napinam bicepsy. Taaa-czuć wczorajszy trening, pora coś zarzucić, to już chyba powinienem jeść piąty posiłek. Która to już godzina? No to smacznego. A dziadek?? może się nie wyzabijają
Jeszcze tylko jedna myśl: kim byłbym gdyby nie siłownia, gdyby nie zasady pakerni, gdybym kiedyś nie zaczął trenować... Krucho u mnie z innymi zainteresowaniami, a alkoholo kiedyś też nie był mi obcy... Siłownia potrafi wciągać ludzi na właściwe tory. Trzeba mieć jaja by latami ciężko trenować, dobrowolnie decydować się na ból i coraz większe obciążenia. Potem koniecznie musisz się regenerować. Sen, regularne posiłeczki, inaczej wszystko psu w dupe. Na wóde, dragi czy inne dopalacze nie ma miejsca. Albo trenujesz na powążnie i masz jaja bo przestrzegasz zasad, albo spierdalaj i nie wracaj. Reguły dla mnie proste. Ja je tak odbieram.
Ja ciesze się że póki co trzymam się tego pierwszego wariantu.
Może więc to dlatego to ja podnosze waciarza z ziemi, a nie on mnie...